środa, 13 kwietnia 2011

III Wyczyn Zastępu Żubr

Coś zmąciło poranną ciszę. To kroki. Widać już sylwetki. Podchodzą bliżej. To harcerze! Maszerują w regularnym szyku. Bez trosk i zmartwień, bez cienia smutku czy rezygnacji, choć pogoda nie dopisała. Niebo całe okryte chmurami. Porwisty wiatr dawał się we znaki. Do tego jeszcze sączyło się mokre z góry. Lecz dzielnych skautów nie zraziło to wcale. Widać, że znali dokładnie cel swojej wędrówki. Wtem z ich gardeł ryknął pełną parą śpiew; tak doniosły niczym Bogurodzica na polu grunwaldzkim. Potem zniknęli mieszkańcom pobliskich wsi z oczu. Pewnie by się nie dowiedzieli o ich kolejnych poczynaniach ale...

Jak to bywa w zastępie, czasem trafi się jaki skryba, który przeniesie na papier poczynania jego druhów. Tak stało się i tym razem. Dojście do tych kronik nie było wcale prostsze niż odnalezienie grobowca Tutanchamona. Ale się udało. Oto ich fragmenty:
"[...]słońce nam dziś nie towarzyszy, ale jest naprawdę super. Ciężko było rano wstać, ale okazuje się; było warto! Mamy już trochę zdjęć." Odszukanie ich możemy również włączyć w poczet najwspanialszych odkryć archeologicznych (przyp. tłum.). "Nie da się ukryć, że do odważnych świat należy. Mamy teraz zamiar podążyćszlakiem XVII wiecznych kupców górznieńskich (dochodzimy teraz do Górzna). Pierwszym punktem w naszym planie jest spichleż, który zaraz zobaczymy. Wiem tylko, że to jeden z największych zabytków drewnianych w Polsce. O kurcze! Ale..."Można to odebrać jako zachwyt. Autorowi tych słów splichleż wydał się... No właśnie, aż zabrakło mu słów (przyp. tłum.).


"Niesamowity! Spodziewałem się kilku zbitych desek a tu pokaźna budowla! Bardzo doceniam za to ludzi, że prócz funkcjonalności dbali także o wygląd ("to" prezentuje się wspaniale). Historia zabytku sięga XVII wieku. Wybudowano go na zlecene arcybiskupa krakowskiego. Służył wiernie wieków parę. Za komuny należał do Gminnej Spółdzielni. Jego stan się ciągle pogarszał. Dziesięć lat temu został zakupiony (wraz ze stojącymi obok dworkiem i oficyną) przez państwo Czamarów, którzy doprowadzili go do obecnego stanu. Jest niebyw..." Tu chyba skończył się tusz autorowi kroniki (przyp. tłum.). "Chcę teraz nadrobić , to czego mi się nie udało wcześniej opisć. Zatem mieliśmy jedno naprawdę niesamowite wydarzenie. Siedzieliśmy przy drodze. Nagle zerwaliśmy się. Każdy pobiegł w innym kierunku. Zapanował chaos. Rozpierzchliśmy się przeskakując i mijając w pełnym pędzie szaleńczo stojące kamienie. Rozejżałem się i wtem zobaczyłem. Nie spodziewałem się tego. Patrzył na mnie jakby chciał mnie pożreć. Ani drgnąłem. Nie mogłem. Stał przede mną wielki karmazynowy kocur. Gdy już chciał mnie pożreć... No dobra mała poprawka: wcale nigdzie nie biegliśmy, ani chaos też nie zapanował. Kamienie też nie były "szaleńczo stojące", a tak naprawdę to zobaczyliśmy małego wróbelka, który nie chciał nas zjeść tylko uciec."


Tu autor zastosował nieznany nam szyfr, ale już nasi ludzie nad tym pracują (przyp. tłum.). "Koniec naszego explo nieubłaganie się zbliża. Zwiedziliśmy jeszcze kościół, cmentarz, nawet tajemnicze pozostałości po średniowiecznym grodzisku. Zjedliśmy pyszny obiad. Potem apel ewangeliczny i Rada Zastępu. W międzyczasie udało nam się rozegrać kilka niesamowitych gier, które zostaną w naszych sercach na długo. Gdy powróciliśmy z naszej wyprawy eksploracyjnej, każdy z nas był zmęczony, acz dumny z siebie i szczęśliwy." Takimi to mądrymi słowami autor kończy tą wspaniałą opowieść o heroizmie, odwadze, braterstwie i poświęceniu. Mam nadzieję, że niebawem uda się to wydać w formie ogólnodostępnej, bo nieznośny jest fakt, że taka wiedza przechodziła narodowi między palcami.
Dh Mikołaj Wysocki wyw.