sobota, 11 lutego 2012

Zimowisko Połoski 2012

Zimowisko… to przede wszystkim czas podsumowania pracy w pierwszych dwóch cyklach, ale również okazja to poznania nowych ludzi z harcerstwa(mam na myśli PuSZczak ów) oraz zdobycia nowego doświadczenia niezbędnego na obozie letnim.

Jak już wspomniałem tegoroczne zimowisko przeżywaliśmy razem z nowo utworzoną Puszczą Garwolińsko-Pilawską. Wszystko to działo się na wschodzie Polski, w Połoskach/k. Kodnia. Zimowisko zaczęło się 26 stycznia w czwartek i trwało aż do 29 stycznia czyli niedzieli.

Wyjeżdżaliśmy pociągiem ze stacji PKP Garwolin o godzinie 15.15, z przesiadką w Dęblinie, a stamtąd prosto na stację Chotyłów. Później zabraliśmy się autobusem na miejsce zakwaterowania – do Szkoły Podstawowej w Połoskach. W międzyczasie, w pociągu mieliśmy czas na zaliczanie stopni, Apel Ewangeliczny i na rozmowę o oczekiwaniach wobec wyjazdu.

Około godziny 19.30 byliśmy na miejscu. Rozstawiliśmy się na korytarzu. Nie mogliśmy zakwaterować się w salach, ponieważ Połoski leżą w województwie lubelskim, a tam ferie jeszcze się nie zaczęły. Później mieliśmy czas na przygotowanie i zjedzenie kolacji, radę zastępu, wieczorne mycie. Po nim natomiast przyszedł czas na film – „Gladiator”. W miejscu gdzie był wyświetlany zjawili się wszyscy. Nie było nawet mowy żeby zabrakło choć jednej osoby na tak znakomitej projekcji :). Po filmie wszyscy poszli spać, zaś zastępowi poszli na Radę Drużyny, aby ustalić plan dnia następnego, w którym czekało nas jeszcze więcej wrażeń.

Dnia drugiego pobudkę mieliśmy o godz. 7. Później mieliśmy czas na „czynności poranne” tzn. modlitwę, zaprawę oraz poranną higienę. Następnie musieliśmy bardzo szybko zabrać swoje rzeczy z korytarza na świetlicę. Czekała nas teraz bardzo ciężka próba sił. Naszym głównym zadaniem piątkowym było poprowadzenie „warsztatów” dla dzieci uczęszczających do tamtejszej szkoły. Każdy zastęp miał inne zadanie, m.in. nauka szyfrów, gry izbowe, gry na powietrzu. Na początku dzieci były trochę przestraszone, lecz im więcej punktów udało im się przejść tym stawały się pewniejsze siebie i prowadzenie dla nich zabaw było coraz większą przyjemnością. Niektórzy pojmowali gry bardzo szybko, innym trzeba było tłumaczyć trochę dłużej, ale i tak zdaniem większości było to super doświadczenie! Po skończeniu „warsztatów” mieliśmy jeszcze apel wraz z uczniami szkoły. Dostaliśmy podziękowania od pani dyrektor i… każda z drużyn otrzymała pamiątkę w postaci pluszowego misia :). Kolejnym prezentem od szkoły był obiad robiony przez panie kucharki. W imieniu 1.Drużyny Garwolińskiej i Puszczy Garwolińsko-Pilawskiej jeszcze raz dziękujemy za gościne!

Po obiedzie poszliśmy na grę terenową. Graliśmy w chorągiewki. Gra była bardzo ciekawa, gdyż nie graliśmy zastęp na zastęp, a drużyna na drużynę. Jak można się domyśleć była niezła „sieka”, niestety żadnej z drużyn nie udało się odebrać chorągiewki drużynie przeciwnej. Zwycięzcy zatem nie wyłoniono. Wróciliśmy do szkoły. Mieliśmy czas na radę zastępu i chwilkę wolnego, aby później wziąć udział w śpiewankach prowadzonych przez naszego drużynowego Sławka Giskę. Później nadszedł czas na kolację, którą jak na harcerzy przystało zjedliśmy z wielkim smakiem, mimo że grochówka była trochę przesolona to nam smakowała! Kolejną rzeczą w naszym planie było nocne czuwanie przed przyrzeczeniami w Kodniu. Niektórzy podchodzili z małym entuzjazmem do tego, ze będziemy siedzieli w zimnym kosciele 6 godzin, ale myślę że po tym co tam przeżyli od razu ich zdanie się zmieniło. Myślę, że dla wszystkich były to wspaniałe chwile kiedy mogli modlić się do Boga wraz z rówieśnikami. Ciekawa była również konferencja prowadzona przez siostry zakonne. Po czuwanie była krótka przerwa, po której była Msza św. Po niej w kościele zostali tylko Ci chłopcy, którzy mieli składać następnego poranka swoje przyrzeczenia, reszta natomiast wróciła do szkoły.

W sobotę wstaliśmy wyjątkowo późno bo o godzinie 10.00 , a było to spowodowane zeszłonocnym czuwaniem. Ten dzień był bardzo ważny dla 4 druhów z naszej drużyny i 3 zastępowych Puszczy, gdyż składali oni swoje przyrzeczenia harcerskie. Mimo siarczystego mrozu jaki panował na miejscu zimowiska wszyscy wytrwali apel z przyrzeczeniami(w tym Zastęp Ryś miał na sobie jedynie mundury, bez swetrów!). Po apelu mieliśmy chwilkę wolnego na stopnie itp., a później wybraliśmy się na grę (albo raczej gry) na dworze. Pierwsza gra nosiła nazwę „Polowanie” i polegała na tym, że las był podzielony na dwie części(granicą była droga) – w jednej znajdowało się Gniazdo, w drugiej Puszcza, jednak punkty zdobywał każdy zastęp osobno. Punkty były umieszczone na karteczkach, a obok niech napisane zwierzę. Tak na przykład: Zając miał 10pkt, Wilk 60pkt, Żubr 100pkt itd. Grę wygrał zastęp Żubr. Później każdy zastęp miał czas na przygotowanie posiłku. Nie będę nic tutaj opisywał, powiem tylko, że uwinęliśmy się w miarę szybko(jak na te warunki), bo w 2 godziny. Następną grą były chorągiewki, z tymże teraz graliśmy zastęp na zastęp. W tej grze znów wygrał Żubr, ale ex aequo z Bykiem. Kolejną częścią wypadu w teren był powrót do szkoły. Tu również była gra – bardzo prosta, mianowicie: który pierwszy zastęp w szkole ten wygrywa. Wygrał Byk. Jednak chyba najbardziej zasłynął Ryś, który pomylił drogę i poszedł w zupełnie odwrotną stronę. W efekcie byli ostatni, ale przyprawili o dreszcze naszego drużynowego, który i tak był już trochę podziębiony! Po powrocie mieliśmy trochę czasu wolnego, później czekał nas kolacja. Następnym elementem ostatniego dnia zimowiska było swieczowisko prowadzone w całości przez dh.Macieja Romanowskiego z zastępu Żubr! Wszystkie zastępy zaprezentowały się na nim bardzo dobrze i nie było żadnej „klapy”. Po świeczowisku PuSZcza poszła spać, a my z racji, że mieliśmy Sąd Honorowy nie mogliśmy tego uczynić. Zastępowi siedzieli cały czas na SH, a reszta druhów oglądała film. Wszystko zakończyło się ok. 2-3. Musieliśmy więc korzystać z snu jak tylko się dało.

Niedziela – dzień odjazdu z Połosek. Wstaliśmy o 8. Mieliśmy godzinę na spakowanie się i poszliśmy do kościoła. W kościele była temperatura identyczna jak na dworze (-12C) mimo to, my harcerze nie wygladaliśmy na łamiących się z tego powodu i widać było w nas radość z możliwości przeżywania Eucharystii w tak skrajnych warunkach. Po mszy wróciliśmy do szkoły, mieliśmy apel zakańczający całe zimowisko Połoski 2012. Były na nim przyznawane wstążka za cykl oraz za zimowisko. Obie te wstążeczki powędrowały do zastępu Żubr (a raczej powędrują, gdy zastęp zrobi sobie nowy proporzec). Później została już tylko ewakuacja ze szkoły i jazda pociągiem. W Garwolinie byliśmy około 18.00.

Moim zdaniem zimowisko było kolejnym niesamowitym przeżyciem w życiu każdego harcerzy, możliwością zdobycia nowego doświadczenia (zwłaszcza dla 3 zastępowych, dla których był to pierwszy wyjazd w tej roli), sprawdzenia ducha zastępu i możliwości lepszego przygotowania się do obozu. Z mojego doświadczenia mogę wywnioskować jedno stwierdzenie: nie ma dwóch takich samych zimowisk!

dh Albert Wierzbicki wyw.

Zastępowy zastępu Jastrząb

wtorek, 7 lutego 2012

Herody i Opłatek Szczepu

Z kominka strzelały iskry. Miękki blask ognia oświetlał pokój. Starsze już małżeństwo z albumem w ręku wspominało wraz z wnuczką wcześniejsze Święta. Dziewczynce udało się nawet rozpoznać parę bombek, obecnie wiszących na choince, które jak się okazywało, są juz dosyć leciwe. Zdjęcia były piękne, choć wszystkie podobne. Jednak jedno szczególnie zaintrygowało już wpółdrzemiące na kolanach dziadka dziecko. Przedstawiao grupę chłopaków. W dziwnych strojach. Z dziwnymi rzeczami.
- Diabeł! - pisknęła nagle dziewczynka, tak, że babcia prawie nie wylała zawartości kubka herbaty.
- Jaki tam diabeł? To tylko przebieraniec. - skwitował przebudzony dziadek.
- Coś się stało? - spytała młoda kobieta z progu, w którym najwyraźniej dopiero się pojawiła.
- Nic, nic, twoje dziecko przestraszyło się diabła.
- Jakiego diabła?! - zapytała poruszona matka.
- To tylko przebieraniec. - uspokoiła matkę Zuzia.
- Dobrze, że nie obudziłaś Antka. Dopiero co zasnął. Mogę zobaczyć? - matka podeszła do albumu.
- Przypominam sobię. Ten na krześle to chyba sam król Herod. A tu śmierć.
- I diabeł.
- O ile sobie dobrze przypominam to chyba Herod został przez niego zabrany.
- Tak, ale nie bez przyczyny.
- A co złego zrobił?
- Trzeba by się spytać tych, co to tworzyli. Chopcy byli bardzo przekonywujący. Chodzili chyba od domu do domu i odgrywali herody, czyli pokazywali w jakich okolicznościach zginął król Herod. Król to był potężny, ale nie był dobrym władcą. Chciał zabić małego Pana Jezusa...
- Ten z chłopaków był chyba mędrcem, Żydem, mądrym Mośkiem. A ten był pachołkiem...
- A ci to anioł i żołnierz. - na podstawie zdjęcia dokończyła dziewczynka.
- Wszyscy byli chyba harcerzami. Tak, na pewno harcerze. Jak zostaniesz u babci jeszcze parę nocek to może przyjdą i do ciebie...
Puk, puk...
Rok wcześniej w podobnym czasie garwolińscy harcerze z rodzicami obchodzili właśnie swój Opłatek Szczepu. Co do znaczenia tej tradycji nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Wszyscy, pozostając jeszcze w duchu Świąt Bożego Narodzenia, składali sobie życzenia, wymieniali uśmiechy, cieszyli się ze sojej obecności. Na tą uroczystość przygotowany był program artystyczny, charyzmatycznie odegrany przez skautów z zastępu Jastrząb, w który wplecione były scenki poszczególnych jednostek. Nie zabrakło również tradycyjnych wigilijnych potraw, a także kolęd. W czasie opłatka panowała tak magiczna atmosfera, że chciałoby się ją utrzymać, choćby nieco dłużej. Oczywiście nie zabrakło tu herodów.

czwartek, 2 lutego 2012

Orzeł na Explo

W sobotę 10.12.2011r. o godzinie 8:30 wyszliśmy na explo zastępu trasą Garwolin-Samorządki . Na miejscu (u babci Michała) byliśmy ok. 13:30. Rozłożyliśmy karimaty na podłodze a Filip zrobił obiad. O godzinie 15 zmówiliśmy koronkę do Bożego Miłosierdzia. Po posiłku i modlitwie wyszliśmy na dwór na grę (bitwę na chusty). Gdy skończyliśmy przyjechała akurat dostawa z paszą więc rozładowaliśmy ładunek i poszliśmy zagrać w chorągiewki. Kiedy nam się znudziło to zagraliśmy w berka. W trakcie jakże zajmującej zabawy musieliśmy przerwać gdyż trzeba było zanieść siano krowom. Po skończonej pracy wróciliśmy do domu gdzie po nieudanym treningu na paraolimpiadę rozpoczęła się istna wojna o balonik. Gdy ukochany zastępowy przebił balon bitwa dobiegła końca a on wraz z panną Kasią (która była po jego stronie w bitwie) poszli szykować grę nocną. Kiedy wrócili wziąłem latarkę i poszliśmy na mroczną wyprawę. Gra była niczemu sobie co prawda się trochę pogubiliśmy i było trochę krótko ale poza tym było fajnie. Zaraz po powrocie mieliśmy już naszykowane kanapki przez jak że miłą babcię Michała , więc je zjedliśmy , pomodliliśmy się i poszliśmy spać. Następnego dnia wstaliśmy ok. godz. 7 . W tym czasie babcia poszła do kościoła i poprosiła nas byśmy przypilnowali domu . Było nam to na rękę gdyż mieliśmy jeszcze wiele do zrobienia . Musieliśmy posprzątać w domu jak i na zewnątrz , a potem zrobić i zjeść obfite śniadanie ( Spaghetti a' la Filipo). Wyruszyliśmy w powrotną drogę o godzinie 9:30 wcześniej pożegnawszy się z babcią . Trasa była o wiele weselsza z powrotem niż w tamtą stronę , wynieśliśmy stamtąd wiele ciekawych wspomnień. Mam nadzieję że jeszcze się tam kiedyś wybierzemy.

dh Jan Żochowski